"SS na drodze do katolickiego nieba Polski"
Pod takim tytułem w niemieckiej gazecie „Junge Welt”, 9 listopada 2002r. ukazał się artykuł napisany przez Mariana Stankiewicza (czyżby Polak?). Autor pisze, że „Polacy z wielkimi honorami upamiętnili swych katów z SS, z obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu". Chodzi tu o uroczystość, która odbyła się 5 października 2002r. w Nadolicach Wielkich niedaleko Wrocławia, gdzie stanął pomnik, którego częścią jest niemiecki cmentarz wojskowy. Pochowano tam niemieckich żołnierzy, którzy zginęli w walkach na Dolnym Śląsku. W uroczystościach brał udział metropolita wrocławski kardynał Henryk Gulbinowicz, przedstawiciel Episkopatu Niemiec, ambasador RFN, konsul tego kraju we Wrocławiu oraz sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzej Przewoźnik. O historii powstania cmentarza w Nadolicach Wielkich informował serwis prasowy PAP: „Na obszarze 3,5 hektara pracownicy Ludowego Niemieckiego Związku Opieki nad Grobami Wojennymi pochowali od 1998 roku 12 000 poległych, których szczątki udało się odnaleźć na terenie Dolnego Śląska i Opola. W najbliższych latach znajdzie tutaj miejsce ostatniego spoczynku dalsze 6 000 poległych. W 1998 roku Związek założył na tym terenie także park pokoju, dla którego sponsorzy zakupili już ponad 600 drzew. Regularne wycieczki opiekunów drzew i ich bliskich, kilka obozów młodzieżowych oraz integracja cmentarza w codzienne życie wsi świadczą o tym, że miejsce pamięci w Nadolicach Wielkich już długo przed jego oficjalnym otwarciem stało się miejscem przyjaźni polsko-niemieckiej. W maju 2000 po raz pierwszy w polsko – niemieckiej historii na niemieckim cmentarzu wojskowym pracowali ręka w rękę młodzi żołnierze z obydwu krajów”.
Tymczasem autor publikacji w "Junge Welt" dowodzi, że w rzeczywistości w Nadolicach pochowani są, obok żołnierzy Wehrmachtu, Niemcy służący w dywizjach SS, oficerowie gestapo z Krakowa, Warszawy, £odzi i Radomia, esesmani z Ukrainy, Litwy, Estonii, £otwy, Węgier, Holandii, Flandrii i Niemiec. W Nadolicach spoczęli też wachmani ze zlikwidowanego w styczniu 1945 r. obozu w Oświęcimiu. Autor artykułu konkluduje: "Polscy żołnierze upamiętnili katów własnych rodaków". Zapytany w tej sprawie przez dziennikarza tygodnika „Wprost” Andrzej Przewoźnik odpowiada: - Gdybyśmy znali prawdę o pochowanych w Nadolicach, na pewno nie byłoby tej podniosłej uroczystości.
Potępiać SS, a upamiętniać Wehrmacht?
Piotr Grochowski w miesięczniku „Nowe Państwo” pisze: „Przez całe dziesięciolecia pielęgnowano w Niemczech pamięć o nieskazitelnej armii uwikłanej przez Hitlera w brudną wojnę. Duża w tym "zasługa" procesu w Norymberdze. Wprawdzie skazano tam paru najwyższych rangą oficerów, ale ponad stu członków dowództwa Wehrmachtu uwolniono od zarzutu przynależności do "zbrodniczej organizacji". Sentencję wyroku, który jednocześnie potwierdzał udział Wehrmachtu w zbrodniach bądź milczące przyzwolenie na nie, łatwo puszczono w powojennych Niemczech w niepamięć. Sprzyjali temu politycy. Kanclerz Konrad Adenauer, sam więziony przez nazistów, ogłosił w 1951 roku w Bundestagu, że liczba odpowiedzialnych za zbrodnie oficerów była tak mała, iż nie stanowi żadnej ujmy na honorze Wehrmachtu. Pod naciskiem doradców Adenauera nawet zdecydowany orędownik twardej polityki wobec Niemców, amerykański generał Dwight D. Eisenhower, wezwał, by odróżniać "niemieckich żołnierzy i oficerów jako takich" od kryminalnej bandy Hitlera. W sukurs Niemcom przyszła także geopolityka. Wraz z postępem zimnej wojny RFN stawała się znaczącym partnerem dla Zachodu. Do tworzenia Bundeswehry w nowo przyjętych do NATO zachodnich Niemczech z braku innej kadry zabrali się fachowcy z Wehrmachtu. Ich pozycja była na tyle silna, że szantażując odejściem ze służby, wymusili na rządzie amnestię dla swych kolegów. Jak trudno o jednoznaczną ocenę przeszłości, świadczy fakt, że w późnych latach 50. jedna trzecia Niemców potępiała dokonany przez Clausa von Stauffenberga zamach na Hitlera. Przeciwnego zdania było niewiele więcej. Do dziś żołnierze Wehrmachtu, którzy odmówili złożenia przysięgi na wierność führerowi albo zdezerterowali, walczą o pełną rehabilitację. <<Przez lata byliśmy tak lżeni, że zaczęliśmy czuć się winni>> - mówił jeden z nich w maju podczas uroczystości w byłym obozie koncentracyjnym w Buchenwaldzie. Jego koledzy, którzy służąc w Wehrmachcie albo Waffen--SS, zostali ranni, otrzymują tymczasem "rentę dla ofiar wojny".
Co by dziś nie powiedziano prawda jest taka, że zarówno żołnierze Wehrmachtu, a przede wszystkim ich dowódcy wiernie stali przy Hitlerze. Znamienne są słowa ostatniego ministra wojny, najbliższego pupilka i współpracownika Hitlera – feldmarszałka Blomberga, który powiedział podczas norymberskiego procesu: „nie można ludziom zajrzeć w serca. Lecz nie jest mi znana żadna akcja, ani żadne sprecyzowane stanowisko zajęte przez generałów przeciw Hitlerowi lub jego narodowosocjalistycznemu programowi”.
Polscy politycy myślą podobnie
Z podobnym myśleniem na temat Wehrmachtu spotykamy się również często wśród polskich polityków. Po transformacji w 1989 roku różnego rodzaju organizacje niemieckie, wspomagane przez zamieszkałą w Polsce niemiecką mniejszość zaczęły upamiętniać miejsca pochówku hitlerowskich żołnierzy. Nigdy przy tym nie mówiono, że w grobach leżą esesmani, lecz argumentowano, że są to żołnierze Wehrmachtu. Stwarzało to, fałszywą przecież opinię, że tylko SS to zbrodniarze, a żołnierze Wehrmachtu to ofiary militarystycznych dążeń Hitlera. Polskie władze (centralne i samorządowe), w imię sobie tylko znanych celów, nie licząc się specjalnie z opiniami społecznymi, z reguły wyrażały zgodę na budowanie niemieckich cmentarzy wojskowych. Tak jest zresztą do dziś, chociaż ostatnie wystąpienia Eriki Steibach i jej „wypędzonych” ostudziły trochę ten entuzjazm do pojednania za wszelką cenę.
Zbrodnie Wehrmachtu
Każdy, kto tylko ma ochotę na szperanie w źródłach historycznych, może się z nich dowiedzieć, że Wehrmacht ma nie mniejsze „zasługi” niż SS i inne formacje militarne Hitlera. W wielu źródłach opisano sposoby prowadzenia działań wojennych przez Wehrmacht w Europie. Oto kilka przykładów „bohaterstwa” niemieckich żołdaków we wrześniu 1939 roku na terenie Polski:
- 2 i 3 września 1939 na Śląsku, między Rybnikiem a Wadzimem, do niewoli niemieckiej dostała się grupa żołnierzy polskich z 12. pp. Jeńcom nie dano pardonu: "rzucono ich na ziemię i rozjechano czołgami".
- 3 września we wsi Bugaj, gm. Dmenin, pow. Radomsko, Niemcy zestrzelili samolot polski biorąc do niewoli jego 2-osobową załogę. Jednego z jeńców po storturowaniu (wycięto mu język, uszy i nos) zamordowano. Zbrodni dokonali żołnierze 4. DPanc XVI Korpusu 10. Armii gen. von Reichenaua.
- 4 września wkraczające do Katowic oddziały niemieckie napotkały opór stawiany im przez drobne oddziały dawnych powstańców śląskich i harcerzy. W odwecie wziętych do niewoli 80 patriotów rozstrzelano w Parku Kościuszki. Zbrodni dokonali żołnierze 8. DPanc. VIII Korpusu 14. Armii gen. Lista.
- 4 września w Opatowcu, pow. Pińczów, Niemcy rozstrzelali 45 polskich jeńców. Zbrodni dokonali żołnierze 2. Dywizji Lekkiej XV Korpusu 10. Armii.
- 5 września na polu pod wsią Serock, pow. Świecie, gdzie rozlokowano na nocleg kilka tysięcy polskich jeńców, około północy, oświetliwszy nagle całe pole reflektorami, Niemcy rozpoczęli bezładną strzelaninę, w wyniku której zabito 66 jeńców.
- 6 września w Zręczycach, pow. Myślenice, na osiedlu Józefa Małka, żołnierze niemieccy rozstrzelali kilkudziesięciu cywilów, w tym 3 żołnierzy WP.
- 6 września na polach w pobliżu wsi Moryca Niemcy rozstrzelali 19 wziętych do niewoli oficerów 76. pp, a jeńców - szeregowych z tego pułku spalili żywcem w chacie dróżnika kolejowego w Morycy i w jednej z chat w Longinówce.
- 9 września w Ciepielowie zastrzelono szereg osób spośród ludności cywilnej [w tym 10-letnią dziewczynkę]. Zbrodni dokonali ci sami żołnierze 15. zmotoryzowanego pp, którzy wcześniej zmasakrowali w lesie polskich jeńców z I baonu 74. pp.
- 18 września we wsi Śladów, gm. Tułowice, pow. Sochaczew, wkraczające wojska niemieckie rozstrzelały i utopiły w Wiśle około 300 osób, w tym około 150 jeńców wojennych. Zbrodni dokonali (prawdopodobnie) żołnierze wsławionej okrucieństwem 4. DPanc. XVI Korpusu 10. Armii.
Podobnych przykładów zbrodni Wehrmachtu jest wiele w całej Europie. Są również fotografie. Kilka lat temu w Niemczech otwarto wystawę fotograficzną pt. „Zbrodnie Wehrmachtu”. O tej wystawie Piotr Grochowski pisze:
„Fotografie młodzieńców z Wehrmachtu pozujących na tle powieszonych czy rozstrzelanych cywilów albo z zawadiackim uśmiechem obcinających Żydom pejsy i brody uzupełniono fragmentami rozkazów, listów żołnierzy do rodzin i innych dokumentów. Jednoznacznie oskarżycielska wymowa ekspozycji miała pozbawić widzów wszelkich wątpliwości. Kontrowersje wokół tak ułożonej wystawy zaogniali jeszcze jej autorzy. - Od 60 do 80 procent żołnierzy Wehrmachtu bezpośrednio uczestniczyło w przestępstwach wojennych - mówił odpowiedzialny za ekspozycję Hannes Heer. Zważmy, że w Wehrmachcie służyło 20 milionów ludzi. ...W tej atmosferze wystawa objechała ponad 30 niemieckich i austriackich miast. Obejrzało ją 800 tysięcy widzów. Towarzyszyły jej manifestacje i protesty byłych żołnierzy, konserwatywnych polityków z CDU i CSU oraz neonazistów. W Saarbrücken doszło nawet do zamachu bombowego”.
W końcu decydujący dla losów wystawy cios zadali Polak – Bogdan Musiał i Węgier - Krisztian Ungvary. Udowodnili oni twórcom wystawy liczne fałszerstwa. Zarzuty okazały się na tyle poważne, że w końcu 1999 roku, na krótko przed planowanym pokazem w Stanach Zjednoczonych, wystawę zamknięto.
Niedawno wystawa, już w nowej szacie, została otwarta ponownie. W przeciwieństwie do pierwszej ekspozycji, druga zachowuje powściągliwość w komentarzach i prowokuje raczej do samodzielnych sądów.
Jak to się mogło stać?
Powracając do tego, co stało się w Nadolicach Wielkich należy sobie zdać pytanie, jak mogło dojść do takiej kompromitacji. Polskie władze twierdzą, że nie wiedziały kogo upamiętniają, a wiedzieli o tym Niemcy, co później zaowocowało ironicznym (z resztą bardzo dobrze napisanym) artykułem w „Junge Welt”. Takie tłumaczenie należy uznać, delikatnie mówiąc, za naiwne ponieważ polskie władze przede wszystkim nie miały prawa nie wiedzieć o zbrodniach Wehrmachtu. Czy w takim razie, gdyby nie było na tym cmentarzu esesmanów i gestapowców, to wszystko byłoby w porządku? Jest to pytanie oczywiście retoryczne. Obecnie, po ujawnieniu prawdy, należałoby się zastanowić nad zmianą tablicy pamiątkowej, na której widnieją nazwiska Niemców, w tym zbrodniarzy z gestapo i Auschwitz. Czy można sobie wyobrazić, że teraz Polacy pójdą zapalić w tym miejscu znicze na Wszystkich Świętych? W dwuznacznej sytuacji będą też niemieckie wycieczki i delegacje odwiedzające Park pokoju, na terenie którego usytuowany jest cmentarz żołnierzy niemieckich, bo przecież upamiętniono morderców, zapominając o niemieckich żołnierzach i cywilach, którzy mieli odwagę powiedzieć Hitlerowi „nie” i z tego powodu zginęli. Sytuacja jest co najmniej niezręczna.
Trudno też zrozumieć, że polskie władze tak ochoczo pozwalają na upamiętnianie najeźdźców, kiedy do dziś nie upamiętniono wielu polskich bohaterów. Wydaje się, że naszym przedstawicielom potrzebne jest swego rodzaju opamiętanie i ostrożność, bo jak tak dalej pójdzie, więcej będzie w Polsce miejsc upamiętniających najeźców niż ich ofiar.
Polskie groby w Niemczech
Jak utrzymane są groby polskich żołnierzy w Niemczech możemy zobaczyć na stronie internetowej
http://www.cmentarze.org/index1.htm prowadzonej przez Czesława Szewczyka – społecznego opiekuna miejsc pamięci 1. Dywizji Pancernej, znajdujących się w Niemczech. Z publikacji i zdjęć na tej stronie przebija żałość i beznadzieja. Widzimy zdjęcia zaniedbanych grobów polskich żołnierzy, którymi nie interesują się nie tylko niemieckie, ale i polskie władze. Czesław Szewczyk na swojej stronie pisze: „Opiekę nad mogiłami sprawuje od 1947 roku Inicjatywa byłych żołnierzy 1.Dywizji Pancernej zamieszkałych w RFN, samodzielnie i bez wsparcia ze strony władz polskich. Dopiero 42 lat po wojnie pokazał się tutaj pierwszy działacz organizacji kombatanckiej. Dotąd nie pokazał się żaden ambasador RP, attaché, poseł, senator”. No cóż, tam nie byłoby profitów i darmowego żarcia po imprezie. Może jednak niemieckie władze sprowokowane ochoczym upamiętnianiem hitlerowskich żołnierzy w Polsce, zechciałyby okazać dobrą wolę i zaopiekować się nielicznymi grobami polskich żołnierzy w Niemczech? Chyba wypada tak kulturalnemu narodowi oddać cześć zmarłym?
Na temat żołnierzy radzieckich, którzy oprócz tego, ze nas wyzwolili, to jeszcze gwałcili i mordowali, jeden z publicystów napisał, że należy oddać cześć tym, którzy polegli. Nawet jeśli niekiedy czynimy to z tzw. mieszanymi uczuciami.
A co w takim razie w odniesieniu do esesmanów i wehrmachtowców, którzy zginęli w Polsce? Przecież nikt nie powie, że nas wyzwalali?! No chyba, że przyjmiemy tak jak w znanym dowcipie o babci, która nosiła partyzantom jedzenie do lasu. Zapytana jacy to byli partyzanci odparła, że nie wie, ale byli bardzo uprzejmi. Ciągle mówili danke schön! Na uwagę, ze wspierała Niemców, babcia przytomnie odpowiedziała: ale to byli ci z NRD!
(wasz)
http://odkrywca.pl/pokaz_watek.php?id=60493#60642
jak najbardziej jako mój komentarz do tego wątku